Minęło ponad dwadzieścia lat od śmierci Profesora Stefana Soszki. Jest to dostatecznie długi okres, aby patrząc z dystansu, można już było bez emocji uwypuklić wartości najtrwalsze i nieprzemijające charakteryzujące życie Profesora oraz ocenić motywy, jakimi kierował się w swojej pracy naukowej i zawodowej, oraz lepiej odnieść jego działalność do warunków w jakich przyszło mu żyć i pracować. Większość biografii wielkich ludzi ma jedną wspólną cechę - przedstawiają one swoich bohaterów jako ludzi nieskazitelnych, jednoznacznych, jedynych w swoim rodzaju. Pragnąłem uniknąć napisania takiej biografii. Profesor Stefan Soszka był człowiekiem z krwi i kości, miał wiele zalet, ale również wady. Miał swoje słabostki, przyzwyczajenia i niejednoznaczne zachowania. Był człowiekiem, lekarzem i uczonym często kontrowersyjnym, budzącym szereg emocji nie tylko wśród swoich współpracowników, ale i w środowisku, w którym działał. Zdaję sobie również sprawę z tego, że mnie, uczniowi Profesora, wieloletniemu bliskiemu jego współpracownikowi, zafascynowanemu jego osobowością, trudno jest być całkowicie obiektywnym w ocenie tego wielkiego człowieka. Czy obiektywizm jest tu jednak najważniejszy? Czy w ogóle jest potrzebny? W moim przekonaniu ważniejsza jest pamięć o człowieku, którego działalność naukowa i lekarska wycisnęła znaczące piętno na ludziach z nim się stykających i na epoce, w której żył i pracował, oraz przyczyniła się do postępu i rozwoju polskiej szkoły położniczo-ginekologicznej w II połowie XX wieku.