Kilka milionów Polaków musi codziennie walczyć z bólem. Wielu wygrywa ten najważniejszy dla nich pojedynek, który często przesadza o sensie życia; wielu - niestety - przegrywa. A przecież żyjemy w czasach bardziej komfortowych niż nasi przodkowie, którzy całe wieki musieli czekać, aż medycyna znajdzie sposób na tę poniżającą, degradującą dolegliwość. Pomagali sobie odpędzaniem ciuchów, żuciem liści koki, sokiem z makówek. Dziś skuteczne środki są dobrze znane, ale ból wciąż odbiera chorym siły i poczucie godności. Ludzie cierpią z biedy (bo nie stać ich na drogie kuracje), z niewiedzy (że wcale nie musi boleć) lub tylko dlatego, że służba medyczna zwleka z udzieleniem skutecznej pomocy. Równie bolesny jest każdy z tych powodów. Hegel pisał, że pierwszym środkiem jaki natura pozostawiła do naszej dyspozycji w celu uzyskania ulgi w bólu, są Izy, ale na początku XXI wieku nie jest to przecież środek ostatni. W 90% przypadków ból można skutecznie uśmierzyć. Być może są wśród nas tacy, którzy potrafią nie okazywać swojego cierpienia i chlubią się tą odwagą. Być może są tak silni, a może nie zaznali jeszcze bólu, który dziś trudno im sobie wyobrazić. Ilu wśród nich jest lekarzy, którzy cierpienia chorych zbywają machnięciem ręki? Jeszcze nie wiedzą, że nieuzasadnione cierpienie może być równoznaczne z medycznym zaniedbaniem. Może zrozumieją, gdy ich zaboli.